They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przynosi ze sobą, jest zbyt okropna do pomyślenia, zatem ona śpieszy na górę i przygo-
towuje się szybko, podczas gdy on w kuchni pożera miskę płatków. Musi być w łóżku
i spać, zanim on się pojawi i zanim będzie musiała z nim rozmawiać. Konieczność ta
wzbudza w niej gniew. Kładąc się do łóżka (rezygnując na dobre z możliwości spotkania
z Edwardem), ma w umyśle pożogę wstydu. Kolosalny obraz poruszającego się świata,
przesunięcie płyt tektonicznych, rozszerza się jak pustynia.
Susan idiotka, taka Fujara. Leży w łóżku, całkiem rozbudzona, dziś nie ma żadnej
klapy w podłodze  zatrzasnęła się mocno  podłoga solidna, gorzkie myśli ścigają
się, szaleją. Aaja siebie samą za to, co wyobrażała sobie kilka godzin temu. Widzi sie-
bie, bezmyślną, naiwną Susan, narciarkę Arnolda, o zdrowej twarzy, sentymentalną jak
szczeniak, zostawiającą wiadomości dla Edwarda niczym porzucona kochanka, błaga-
jąca o prawo do rozmowy, o czym? O jego powieści, czy żeby ponarzekać na Arnolda?
Jak mogłaby być tak głupia? Jak mogłaby narzekać na Arnolda komuś tak obcemu jak
Edward, po tych wszystkich latach, kiedy to z trudem ośmielała się narzekać samej
sobie? Gdzie miałaby zacząć? Co by mu powiedziała? Co by to obchodziło Edwarda?
Jakże by miał to rozumieć? A w ogóle co rozumieć?
Słyszy w pokoju Arnolda, w ciemności. Szuranie, podskoki, chrząkania, smark.
Aóżko zapada się pod nim. Ona czuje jego zapach. On dyszy i sapie, przekręca się cięż-
ko, ociera się o nią, wywracając się znowu na drugą stronę. Ona zachowuje spokój, nie
chce być obudzona, wstrzymuje oddech. Nawet jeżeli nie śpi, nie ma jej tu, zginęła, scho-
wała się.
On był z Marilyn Linwood. Susan stwierdza, że to prawda, myśli o tym rozważnie,
pozwala umysłowi zastanowić się, nastawia na to swą wyobraznię, wizualizując wszyst-
230
kie miejsca, Nowy Jork, Chicago, jej mieszkanie, kozetkę w jego gabinecie, Waszyngton,
Chickwash. Robi to, aby po prostu naruszyć mentalną dyscyplinę, jaką zaadaptowała
trzy lata temu, która umożliwiała jej akceptowanie tego status quo. Dość. Jeżeli nie może
tolerować swoich wyobrażeń, nie ma prawa robić tego ze status quo.
Absolutnie przerażające pytanie powróciło do jej głowy, ale znów nie potrafi się
z nim zmierzyć. Ciekawa jest, dlaczego on rzuca się i poci tak ogromnie, jak w poczu-
ciu winy. Co go gryzie? Nie może o tym myśleć. Myśli o ich dwojgu, sapiących pospo-
łu. Rozmawiających o niej. Chroniących ją, biedną Susan. Niech lepiej Susan sama sie-
bie ochrania. Rozmyśla o planie emerytalnym Arnolda i dożywotniej rencie, która za-
cznie być wypłacana za około piętnaście lat od teraz i której jedyną odbiorczynią wciąż
jest ona, dzieci zaś po niej. I tą jedyną odbiorczynią planuje pozostać, to jest jej zamie-
rzeniem. Będzie na to nalegać.
Odwraca się w ciemności do Arnolda. Otwiera oczy, patrzy na wielki pusty cień
jego sylwetki. Arnold bigamista. Przeprowadzi ich do Waszyngtonu, albo będzie przy-
jeżdżał na weekendy, albo jeszcze co gorszego. Czy muszę to znosić? Susan pyta Susan.
Nie masz wyboru, odpowiadają obie. Czas buntu i odmowy masz za sobą. Teraz kariera
twojego męża, mówią.
A co będzie, jeżeli odmówi? Co będzie, kiedy powie NIE. Nie przeprowadzę się do
Waszyngtonu, ani nie zostanę z tyłu. Nie pozwalam ci od nas uciekać. Nie dam ci prze-
wodzić nade mną, ja, twoja żona. Nie dam, egoistycznie, ja Susan-suka.
Widzi, jak Marilyn Linwood doradza Arnoldowi co ma zrobić, zupełnie tak samo
jak wtedy, kiedy to Susan, dwadzieścia pięć lat temu, doradzała mu odnośnie szalo-
nej Seleny, używając moralnego autorytetu, którym nad nim władała, jego naturalnej
od niej zależności. Widzi, jak mało autorytetu posiada teraz. Co się z nim stało, dokąd
umknął? Jakże gorzkie to, że straciła go na rzecz Linwood. Spogląda na siebie z per-
spektywy lat, poddających wszystko projektowi zadowolenia go, jakby to był jej zawód.
Jej przyjaciółki feministki zdziwiłyby się, jak dalece odstąpiła od swej własnej polity-
ki, obrończyni praw wszystkich kobiet za wyjątkiem własnych. Jakim autorytetem mo-
głaby się posłużyć, gdyby miała śmiałość? To ona płaci domowe rachunki, czy Linwood
to też wezmie na siebie? Pokornie czeka na wiadomość od Linwood, na prezent Arnolda,
trzymany w tajemnicy tak długo, jak długo będzie siedzieć cicho i nie robić niewłaści-
wych ruchów. Taka ocenzurowana, zaszantażowana, zamknięta i zapudłowana niebez-
pieczeństwem wyrzeknięcia złego słowa, uronienia odrobiny żalu, który dałby Linwood
prawo do oskarżenia, jest Susan.
Jej wargi więc smakują dziwnego słowa, słowa  nienawiść . Boi się go użyć, żeby nie
ugrzęznąć w drastycznie odmienionym życiu. Czy ma na to tyle siły? Pośród jej przy-
siąg, kiedy zerwała z Edwardem, było: nie zrywać nigdy więcej. Głupia przysięga. Ale
teraz żadne zwyczajne przyrzeczenie jej nie trzyma, to instytucja nie mniej realna niż
231
Chickwash  Mamusia, Tatuś i Dzieciaki, Sp. z o. o. Gdyby Susan podłożyła ogień pod
tę spółkę, dokąd by poszła? Czy potrafiłaby uciec od winy za podpalenie w takim okre-
sie życia?
Arnold zasnął w końcu. Głęboko, bezpamiętny i głupi. Chociaż Susan boi się my-
śleć o nim z nienawiścią, pozwala sobie na użycie słowa  głupi . Ta myśl relaksuje ją,
tłumi jej złość, sprawia, że sama czuje się trochę śpiąca. Jakże jestem zepsuta, stwier-
dza. Ta z kolei myśl przeraża ją, nie zamierzała tego pomyśleć. Zaskakujące, że to, czego
Arnold zawsze od niej wymagał, można uznać za zepsucie. Jednak musiała wiedzieć to
wcześniej, wziąwszy pod uwagę jak automatycznie myśl przywołuje katalog wypadków.
Jej kłótnia z panią Givens, symbol pamięci, emblemat, oznaka przykrości. Pani Givens,
przy filiżance kawy, ośmiela się powtórzyć Susan plotkę Macomberów, że to nie wina
pielęgniarki, a lekarza, że za szybko, brawura, pycha, pewność siebie, etcetera. I Susan
odruchowo łajająca ją, winiąca szpital, krytykująca prawnika, całkowicie polegająca na
Arnolda wersji zdarzeń. Zaskakujące, że uczciwość Susan mogła być skompromitowana
przez szlachetną cnotę lojalności, czy cokolwiek, jej przynależne.
Otwierają się drzwi snu. Zaczynając ześlizg odczuwa bliskość Tony ego. Jej humor
poprawił się. Znów zapomniała pytanie, które ją przeraziło. Zpi czujnie, a potem głębo-
ko. Rankiem jej złość jest tylko pustą przestrzenią, formą, jak dziury po ciałach w po-
piołach Pompei. Już nie wyobraża sobie, że Edward umyślnie zrobił ją na szaro; dziwi
się, jak bardzo była zła na Arnolda. W zimnym świetle dnia łatwo jej jest wmówić sobie,
że jeżeli zachowa spokój, to on przy niej zostanie, i łatwo jest oddalić ból, jako przebłysk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl