[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Bardzo wygodnie powoli oblizała wargi.
Nie miał pojęcia, w co się pakuje.
DWANAZCIE
Powiedz mi jeszcze raz, co się zdarzyło.
Bliss siedziała na białej le\ance w gabinecie doktor Pat. Rodzice umówili ją na wizytę po
tym, jak ostatniej nocy obudziła się, krzycząc z całych sił.
- Byłaś wczoraj w świątyni podsunęła lekarka.
- Tak. W skrzydle egipskim, w Metropolitan Museum - potwierdziła Bliss. Odsłonił mi
oczy i zobaczyłam świątynię.
Wcześniej siedziała w poczekalni na białym fotelu i zastanawiała się, jakiej właściwie
specjalności lekarzem jest doktor Pat". Miejsce wyglądało na klinikę dermatologiczną, ale
widziała te\ kilka cię\arnych kobiet, czekających na USG w sąsiednim gabinecie.
- Tak, ju\ mówiłaś.
- A potem... zarumieniła się. Chyba chciał mnie pocałować. Chyba mnie nawet
pocałował, ale nie jestem pewna, nic nie pamiętam. Kiedy się ocknęłam, szłam z nim przez
skrzydło amerykańskie i oglądałam meble.
- To wszystko, co pamiętasz? Pamiętam krzyk. Ty krzyczałaś?
- Nie, ktoś inny. Gdzieś daleko odparła Bliss. Rozejrzała się po gabinecie doktor Pat.
Był to najczystszy, najbielszy gabinet, jaki kiedykolwiek odwiedziła. Zauwa\yła, \e nawet
instrumenty medyczne lśniły, uło\one starannie we włoskich szklanych pojemnikach.
- Opowiedz coś więcej.
Bliss poczerwieniała. Nie mogła się zdobyć na wyznanie tego, co ją tak bardzo
niepokoiło. Rodzice ju\ uwa\ali ją za wariatkę co będzie, jeśli doktor Pat to potwierdzi?
- To naprawdę dziwne, ale wydawało mi się, \e stoję przed świątynią, wtedy, kiedy
jeszcze wznosiła się tam, gdzie ją zbudowano. To znaczy, w Egipcie. Słońce świeciło bardzo
jasno, nie widziałam nawet śladu ruin. Zwiątynia była cała. I ja te\ tam byłam. Tak jakbym
znalazła się w filmie.
Doktor Pat nieoczekiwanie się uśmiechnęła. Było to tak zaskakujące, \e Bliss
odwzajemniła uśmiech.
- Wiem, \e gadam, jak stuknięta, ale czułam się, jakbym cofnęła się w czasie.
Doktor Pat wyraznie się rozpromieniła. Zamknęła i odło\yła notes.
- Twoje doznania są całkowicie normalne.
- Naprawdę? zdziwiła się Bliss.
- Syndrom regeneracji pamięci.
- Co to takiego?
Doktor Pat wdała się w obszerne wyjaśnienia, dotyczące efektów komórkowej
restrukturyzacji poznawczej", zachodzącego w mózgu zjawiska, które powodowało wra\enie
podró\y w czasie". Bliss niewiele z tego rozumiała.
- To coś jak deja vu. Zdarza się najlepszym pośród nas. Rozumiem. Czyli nie
zwariowałam? Innym ludziom te\ się to zdarza?
- No có\, nie wszystkim odparła z namysłem lekarka. Ale niektórym. Wyjątkowym
ludziom. Powinnaś była wcześniej powiedzieć o tym rodzicom. Masz być w poniedziałek na spo-
tkaniu Komitetu?
Skąd doktor Pat wiedziała o Komitecie? Bliss skinęła głową.
- Wszystkiego się dowiesz w swoim czasie. Na razie po prostu się nie przejmuj.
- Czyli wszystko ze mną w porządku? Absolutnie w porządku.
Tej nocy Bliss obudziła się z pulsującym bólem głowy. Gdzie ja jestem? - zastanowiła się. Czuła
się, jakby przejechała ją cię\arówka. Jej ciało było ocię\ałe, a w głowie szumiało. Spojrzała na
stojący koło łó\ka zegarek. Wyświetlał 23:49.
Z wysiłkiem podciągnęła się do pozycji siedzącej. Dotknęła dłonią czoła - rozpalone.
Pulsowanie w głowie stało się nieznośne.
Zaburczało jej w brzuchu. Jeść.
Opuściła stopy na podłogę i zmusiła się do wstania. To nie był dobry pomysł. Mdliło ją i
kręciło jej się w głowie. Czepiając się kolumienki łó\ka, sięgnęła do włącznika lampy. Zapaliła ją
i sypialnię momentalnie zalało światło.
Wszystko było w takim stanie, jak zostawiła wieczorem list i gruby plik formularzy
Komitetu rozsypane na biurku, otwarta ksią\ka do niemieckiego, wieczne pióra uło\one równo w
piórniku , zabawny magnes Stetsona, który dostała od przyjaciół w Teksasie, oprawione w ramkę
zdjęcie jej rodziny na schodach Kapitolu, zrobione przy okazji zaprzysię\enia ojca na senatora.
Otarła oczy i przygładziła włosy, z doświadczenia wiedząc, \e sterczą chaotycznie we
wszystkie strony.
Jeść.
Coś mrocznego, nieustępliwego sprawiało Bliss niemal fizyczny ból. Pojawiło się nowe
uczucie, doktor Pat nie wspominała o niczym takim ani słowem. Przycisnęła brzuch rękoma
czując mdłości. Wyszła z sypialni na ciemny korytarz, kierując się w stronę kuchni.
Kuchnia wyposa\ona w sprzęt z nierdzewnej stali wyglądała surowo w nocnym świetle
górnej lampy. Bliss widziała swoje odbicie we wszystkich powierzchniach wysoka, smukła
dziewczyna z przera\ającymi włosami i posępną twarzą.
Otworzyła drzwi lodówki. Ustawione w równych rzędach stały tam butelki Vitamin
Water, Pellegrino i Veuve Clicqout.
Zajrzała do szuflad. Zwie\e owoce, pokrojone i schowane do plastikowych pojemników.
Kremowy jogurt. Połówka grejpfruta, zawinięta w folię. Kartonowe pudełko z resztkami
chińszczyzny.
Nic z tego.
Jeeeeeeeść.
Znalazła to, czego szukała, w szufladzie z mięsem. Pół kilo surowej wołowiny.
Wyciągnęła ją i zdarła opakowanie z brązowego papieru. . Mięso. Napchała usta kęsami mielonej
wołowiny, prze\uwając je łapczywie.
Praktycznie połykała je bez gryzienia.
- Co ty wyprawiasz?
Bliss zastygła.
Jej siostra Jordan, w ró\owej pi\amie, stała w drzwiach kuchni i patrzyła na nią.
- Wszystko w porządku, Jordan. BobiAnne nieoczekiwanie wyłoniła się z cienia. W
kącie ust trzymała papierosa. Kiedy wypuściła powietrze, dym skłębił się wokół jej warg.
Wracaj do łó\ka
Bliss odło\yła paczuszkę z mięsem na blat. Wytarła usta serwetką.
- Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Po prostu byłam głodna.
- Oczywiście, skarbie - zgodziła się BobiAnne, zupełnie jakby najnormalniejszą rzeczą na
świecie było spotkanie pasierbicy, wyjadającej w środku nocy surowe mięso z lodówki.
- Jeśli nadal jesteś głodna, w drugiej szufladzie znajdziesz befsztyki z polędwicy.
I tymi słowami BobiAnne udała się na spoczynek.
Bliss zastanawiała się przez chwilę, czy świat zwariował. Doktor Pat powiedziała, \e jej
podró\e poza czas i ciało są normalnym zjawiskiem", macocha nawet nie mrugnęła okiem,
widząc ją w kuchni. Zamyśliła się na moment. A potem znalazła i zjadła tak\e befsztyki.
Wysuszenie. Symptomy tej choroby obejmują wysoką gorączkę, omdlenia, zawroty
głowy, plucie krwią i gromadzenie się płynu w płucach. W Pierwszych latach
istnienia amerykańskiej kolonii w Plymouth szerzące się wysuszenie było przyczyną wielu
zgonów.
Mianem całkowitego wysuszenia" określano przypadek osoby, która zmarła,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]