[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkich, którzy przestrzegali tego najważniejszego przykazania.
Mimo to, gdy czasem porównywał się z nimi, czuł się jak bogacz wśród żebraków. Gdy patrzył na ich
szare, zatrute zwątpieniem twarze, wówczas najpełniej uświadamiał sobie swą przewagę. On miał
coś, czego brakowało większości z nich - miał nadzieję. Dopóki Sirus nie rezygnował z prowadzonego
na własną rękę śledztwa, dopóki szukał dowodów jego niewinności, Ned wierzył, że wydostanie się
stąd dużo wcześniej niż za dwadzieścia kilka lat. Rozmowy z prawnikiem, które odbywał regularnie, co
dwa miesiące, dostarczały mu zapasu energii wystarczającego na samotną walkę o przetrwanie, aż do
następnego widzenia. Po czterech latach te spotkania stały mu się równie niezbędne
107
do życia jak powietrze. To dzięki nim nie załamał się po śmierci Archiego, dzięki nim miał kontakt z
tym jakże odległym, a oddzielonym przecież jedynie murem, światem. Zwiatem, w którym żyła jedyna
kobieta, którą kochał - Patrycja Sheraton.
Ona kochała go również. Pisała mu o tym w listach, mówił mu to Sirus. Dzięki temu nie tracił nadziei,
że kiedyś będzie jeszcze takim człowiekiem, jakim był, zanim zaczął się ten koszmar. Dopóki był ktoś,
kto nie skazał go na zapomnienie, dla kogo nadal coś znaczył, mógł mieć nadzieję, że gdy stąd
wyjdzie, uda mu się zacząć życie od nowa. Mimo to nigdy jej nie powiedział, jak wiele to dla niego
znaczy. Nie powiedział też, jak bardzo ją kocha. Uczucie to pielęgnował, chroniąc je przed
brutalnością świata Grant Martel. Ogrzewał się w jego cieple zawsze, ilekroć ogarniało go
przygnębienie. Mimo to powiedział Pat, że po tym, co przeżył, nie potrafi kochać nikogo. Jej
wizerunek był jedyną cząstką piękna, jaką udało mu się tu przemycić, a jednak nie zgadzał się na
widzenie z nią. Nie było to spowodowane chęcią umartwiania się. Wiedział, że wcześniejsze
uwolnienie wcale nie jest rzeczą pewną i chciał dać jej szansę na znalezienie szczęścia, nawet, jeśli on
miałby tu spędzić resztę życia. Uważał, że nie ma prawa zachować się inaczej, w czym zupełnie nie
zgadzali się z Sirusem.
- Przecież ty ją kochasz do szaleństwa! Dlaczego jej o tym nie powiesz? - dziwił się prawnik.
- Właśnie dlatego, że ją kocham.
Ned pamiętał dzień, gdy Pat, pomimo że nie zgodził się na to, przyjechała na widzenie. Jak wiele
radości i bólu sprawił mu jej widok, gdy patrzył na nią zza uchylonych drzwi. Ukryty tak, żeby go nie
zobaczyła, z trudem oparł się pokusie, by podbiec do niej. Był jednak pewien, że patrząc w jej oczy nie
potrafiłby ukryć tego, co czuł naprawdę. Domyśliłaby się wszystkiego, a przecież nie mógł do tego
dopuścić.
108
- Nie chcę zniszczyć jej życia. To ty powiedziałeś, że mamy tu do czynienia z prawem, a nie ze
sprawiedliwością. Powinieneś to rozumieć lepiej ode mnie. Jeżeli nie uda ci się znalezć dowodów
przeciw Tony'emu, nie uwolnią mnie wcześniej niż za piętnaście lat. Wtedy będę starym, zniszczonym
człowiekiem. Nie mam prawa wymagać od niej, żeby czekała na mnie tak długo.
- A może pozwoliłbyś jej samej o tym zadecydować?
- Nie! Chcę, żeby była szczęśliwa bez względu na to, czy będzie szczęśliwa ze mną, czy z kimś
innym. Zasługuje na to! A nie sądzę, żeby potrafiła ułożyć sobie życie, jeśli będzie wiedziała, że dziś
kocham ją jeszcze bardziej niż wtedy, gdy mogliśmy być razem. Jest zbyt wrażliwa. Na pewno miałaby
poczucie winy, że zostawia mnie w chwili, gdy jej wczucie jest wszystkim, co posiadam; a tego nie
chcę. Nie mogę dopuścić, żeby czuła się winna tylko dlatego, że miała pecha i zakochała się akurat we
mnie. To nie jej wina, że mnie tu zamknęli i nie ona będzie za to płacić. Samo jej istnienie jest dla
mnie wystarczającą nagrodą. Nie dowie się prawdy dopóki nie znajdziesz dowodów mojej
niewinności.
- A jeśli je znajdę?
- Wtedy możesz powiedzieć jej wszystko. Zresztą wtedy ja jej to powiem. Na razie nie mów jej
nawet, że podejrzewamy Tony'ego. Wystarczy mi rozczarowanie, jeśli nie uda ci się nic znalezć. Nie
chciałbym dorzucać do tego jej straconej młodości.
- Dobrze. A jeżeli w tym czasie w jej życiu pojawi się ktoś inny?
- Jeśli stąd wyjdę, będę o nią walczył nawet z całym światem. Dziś lepiej, żeby myślała o mnie
jak o zmarłym, bardzo bliskim zmarłym.
Chociaż słowa te wypowiadał bardzo stanowczo, starając się zrobić na Sirusie wrażenie człowieka
zdecydowanego
109
i przekonanego o słuszności swego postępowania, w rzeczywistości pełen był wątpliwości. Czy
naprawdę tak łatwo pogodziłby się z tym, że Pat jest z innym mężczyzną? A jeśli nie zostanie
uwolniony, jeśli będzie musiał odsiedzieć cały wyrok? Czy myśl, że sam z własnej woli odrzucił jej
miłość, nie stanie się gwozdziem do trumny? Czy za piętnaście lat nadal będzie uważał, że postąpił
słusznie? Pytania te zadawał sobie tym częściej, im dłużej przebywał w Grant Martel. Był pewien, że
wcześniej czy pózniej przez nie oszaleje.
Gdy mijały miesiące, a on nadal tkwił w tych przeklętych murach, zaczął się bać, że popełnił błąd.
Dlatego z takim utęsknieniem czekał na wiadomości od Sirusa i dlatego tak wielka była jego radość,
gdy w końcu, po czterech latach pobytu tutaj, usłyszał od niego: - Wiem, kto zabił Torrucciego! Mam
dowody, że to Falstaff.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]