[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gorycz. Odtrąciła sięgającą ku niej rękę.
- Nie waż się mnie dotykać!
- Tallie, posłuchaj głosu rozsądku.
- Jeśli chciałeś mnie zaliczyć, czemu tego nie zrobiłeś? Bóg wie, że
zrobiłabym dla ciebie wszystko. Jaką byłam idiotką! - Zeskoczyła z
huśtawki. Peyton poszedł za nią ku drzwiom, chwytając jej dłoń, gdy
sięgała po klamkę.
- Nie jesteś idiotką, Tallie. I już nie dzieckiem. Jesteś wystarczająco
dorosła, by wiedzieć, co działo się między nami. Nie mów mi, że nie
czułaś napięcia, tak samo jak ja.
- Myślałam, że to moja wyobraznia, pobożne życzenia - nie mogła
znieść, że był tak blisko, jego silna pierś tuż przy jej plecach. Pomimo
wszystko czuła przemożne pragnienie oparcia się na nim, wchłonięcia
całej jego męskiej siły. Bez względu na to jak była zraniona i zła, nie
przestawała go kochać. I odkrycie, że jej pożądał, sprawiło, iż jeszcze
trudniej było opierać się marzeniu żywionemu od czasu, gdy miała
szesnaście lat. Marzeniu o byciu kobietą Peytona Randa.
Peyton zabrał jej dłoń z klamki. Przytulił ją, otaczając ramionami.
Tallie otworzyła usta w bezgłośnym okrzyku. Otaczał ją ramionami,
63
RS
swymi mocnymi ramionami - to było niemal nie do zniesienia... Od lat
czekała na tę chwilę, marzyła o dniu, w którym Peyton jej zapragnie.
To błąd, powiedział sobie. Nie powinieneś jej dotykać. Dotykanie
Tallie jest niebezpieczne. Ale nie mógł się powstrzymać. Tak wspaniale
było mieć ją w objęciach. Ileż to czasu minęło, odkąd pożądał kobiety tak
jak teraz. Nigdy! Nigdy nie pragnął nikogo tak bardzo.
- W żadnym wypadku nie chcę cię skrzywdzić - szepnął, dotykając
nosem jej ucha. - Nie mogę żyć po twojemu, a ty nie możesz żyć tak jak
ja. Nie należysz do kobiet, które zadowalają się romansem.
- A skąd ty wiesz, jaką ja jestem kobietą? - Wsparła się na nim
mocno, starając się jednocześnie obrócić, żeby móc objąć go ramionami.
- Jesteś kobietą, która zasługuje na więcej, niż ja będę mógł
kiedykolwiek ofiarować - pozwolił jej obrócić się w jego uścisku. Odchylił
jej głowę i zajrzał w oczy.
- Nie ofiarowałeś mi niczego. Jeszcze.
Zebrawszy całą pozostałą siłę woli, Peyton delikatnie odsunął ją od
siebie, aż ich ciała przestały się stykać. Tallie opuściła ręce wzdłuż boków.
- I niczego ci nie ofiaruję. Dzisiaj odchodzę i zrywam z przeszłością.
Nie dzwoń do mnie, nie próbuj się ze mną skontaktować ani spotkać.
- Okej. Wreszcie to powiedziałeś, no nie? - Poczuła słony smak łez,
ale powstrzymała je, nie chciała płakać. Za żadne skarby nie pozwoli sobie
uronić ani jednej łzy w jego obecności.
Wciąż trzymając ją za ramiona, Peyton przyciągnął ją trochę bliżej.
- Nie chodzi tylko o mnie. Jestem dla ciebie równie niewygodny.
Spójrzmy prawdzie w oczy, skarbie. Jesteśmy dla siebie tylko kłopotem.
64
RS
- A co byś zrobił, gdybym na propozycję romansu... powiedziała
tak"? - Spojrzała na niego odważnie, ale w środku trzęsła się cała.
Zcisnął ją jeszcze mocniej.
- Nie mogę... nie mam zamiaru przyjąć takiej propozycji.
Jak mężczyzna mógł stanąć wobec takiej pokusy i nie ulec? Jak mógł
odrzucić to, czego pragnął najbardziej na świecie? Zaskoczony własnymi
myślami zastanowił się, czy tak było naprawdę. Czy chciał Tallie bardziej,
niż zrobić karierę jako polityk, niż zostać gubernatorem stanu Tennessee?
- Diabli z tym, Tallula! - Zagarnął kobietę w ramiona, uniósł w
powietrze, a potem przesunął ją w dół swego pobudzonego ciała,
pozwalając odczuć swe podniecenie.
- Peyt? - Przylgnęła do niego, pytając i przyzwalając, chcąc i nadal
się bojąc.
- Cicho, skarbie. Nic nie mów.
Oszalał, całując jej usta. Był zachłanny i dziki, był pożądaniem,
erupcją pragnienia i tęsknoty, zbyt długo spychanej do podświadomości.
Tallie poddała się, tak samo spragniona, i zapadł w jej ciepło. Poczuł język
wewnątrz jej delikatnych ust. Poczuł krzywizny sprężystych pleców i
bioder, gdy jego ręce przesuwały się po cienkim materiale sukienki.
Nic jeszcze nie smakowało tak, jak wilgotne, ciepłe usta Tallie. Nic
nie było tak wspaniałe w dotyku, jak jej miękkie ciało przyciśnięte do jego
ciała. Nie mógł się nią nasycić. Pachniała słodyczą kobiecości, emanowała
żarem, który otaczał go, pobudzał, spychając coraz bliżej i bliżej krawędzi.
Kołysał w dłoniach jej biodra, całując po szyi i niżej, po odsłoniętym
dekolcie.
- Powstrzymaj mnie, skarbie. Nie pozwól na to.
65
RS
Jak miała go powstrzymać, skoro o tym właśnie marzyła, o to się
modliła? Pragnęła Peytona Randa. Nigdy nie pożądała innego mężczyzny,
nigdy żadnemu się nie oddała. Czekała. Pielęgnowała nadzieję, że
któregoś dnia Peyton zostanie jej pierwszym kochankiem.
- Nie chcę cię powstrzymywać - powiedziała, wtulając się w niego,
zachęcając, by nie przestawał.
- %7ładnych obietnic, tylko dzisiejsza noc - wciąż trzymał ją w
ramionach, gotów ponieść do najbliższego łóżka. Jej umysł usłyszał te
słowa i nawet je zrozumiał, ale serce nie przyjęło ich do wiadomości i
nadal snuło fantazje ...i żyli długo i szczęśliwie".
W chwili gdy Peyton sięgał do klamki, z oddali doszedł dzwięk
zbliżającego się pojazdu. Peyton obrócił się lekko, by spojrzeć ku drodze
dojazdowej. Oślepiły go długie światła starej ciężarówki. Warkot silnika
przybrał na sile.
- Kto to? - zapytała Tallie, wciąż obejmując Peyta za szyję.
- Nie widzę. Może Mike?
- To nie jest jego silnik. Poza tym dzisiaj ma dyżur w centrali
holowniczej.
Pojawiły się głośno szczekające psy, Salomon i Bąbel. Peyton
postawił Tallie na nogi. Wciąż w objęciach, zbliżyli się do krawędzi
werandy. Zdezelowana ciężarówka zwolniła trochę w pobliżu budynku,
ale nie można było rozpoznać kierowcy. Twarz obcego zacieniał daszek
nasuniętej na oczy czapki.
- Nie poznaję samochodu - powiedziała Tallie. - Może ktoś się zgubił
i chce zapytać o drogę - uwolniła się i ruszyła ku ciężarówce. Ale
kierowca nie zatrzymał się przed domem. Skręcił gwałtownie. Peyton
66
RS
zobaczył w jego ręku broń. A raczej sam refleks światła z werandy, odbity
w lśniącym metalu.
- Tallie, wracaj! - wrzasnął, widząc, jak nieznajomy celuje w
dziewczynę. Bez zastanowienia rzucił się, obalając Tallie na ziemię.
Huknął wystrzał. Peyton nakrył Tallie własnym ciałem. Ciężarówka
odjechała natychmiast w kłębach pyłu. Psy pobiegły jej śladem, ujadając
zawzięcie.
Leżał na Tallie, osłaniając ją swym ciałem. Szturchnęła go
delikatnie.
- Peyt, nic mi nie jest.
Kiedy nie odpowiedział, pchnęła go silniej. Stoczył się w trawę.
Tallie podniosła się na czworaki.
- Psiakrew, Peyt, ktoś chciał mnie zastrzelić!
Jedyną odpowiedzią był jęk. Tallie schyliła się. Dostrzegła grymas
bólu na twarzy Peytona. W panice przebiegła dłońmi po jego ciele. Palce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]