[ Pobierz całość w formacie PDF ]
upadły szczątki amuletu, ale w gęstym deszczu było to niemożliwe. Wcześniej myślałam, że sytuacja
jest zła, ale Catherine miała rację - teraz była o wiele, wiele gorsza.
Przesunęłam się do miejsca, w którym zmiażdżyła amulet. Jednym ruchem ręki udało się jej zebrać
większość fragmentów, ale kilka drobnych okruchów wciąż połyskiwało na mokrym kamieniu. Nadal
nie mogąc uwierzyć w to, co się stało, podniosłam największy kawałek, jaki znalazłam. Piękny kamień
był całkiem zniszczony. Ten odłamek nie miał połyskującej głębi, a tylko intensywnie błękitny kolor.
Ogień, który przyniósł mi Calluma, zniknął. Zciskając okruch w dłoni, kucnęłam i zaniosłam się
rozpaczliwym płaczem.
Nie byłam pewna, ile czasu spędziłam na stopniach, ociekając wodą i łzami. Kiedy poprzednio
straciłam Calluma, kiedy myślałam, że drażni się mną, byłam zrozpaczona. Chociaż wtedy straciłam
mojego wymarzonego chłopaka, sama podjęłam decyzję o zerwaniu z nim. Teraz było inaczej;
znalazłam się w zupełnie nowym wymiarze cierpienia i naprawdę nie wiedziałam, jak zdołam w nim
przetrwać.
W końcu deszcz ustał. Leżałam na schodach, patrząc na rzekę i próbując odszukać miejsce, w którym
zniknął amulet. Wciąż ściskałam w dłoni kawałeczek kamienia - bezużyteczny okruch, który nigdy nie
przywoła do mnie Calluma.
185
Uniosłam rękę i wolno rozprostowałam dłoń, żeby jeszcze raz na niego spojrzeć. Coś ciemnego i
lepkiego ściekało mi między palcami. Zaskoczona, potrząsnęłam ręką i fontanna krwi zakreśliła łuk
wokół mnie. Usiadłam pospiesznie i zobaczyłam głębokie skaleczenie na dłoni. Zciskałam odłamek
kamienia tak mocno, że nawet nie zauważyłam, kiedy przeciął mi skórę. A teraz nawet błękitny
okruch przepadł: wyślizgnął mi się z dłoni, kiedy potrząsnęłam ręką. Krew była wszędzie dookoła, a
kiedy czegoś dotknęłam, tylko pogarszałam sytuację. Purpurowe krople padały w kałuże i
natychmiast zabarwiały je na czerwono. Wyglądało to, jakbym stała w miejscu zabójstwa.
Otępiała, próbowałam znalezć jakiś kawałek materiału, żeby zatamować krwawienie, ale w
kieszeniach nie miałam niczego, co by się do tego nadawało. Usiadłam i pozwalając, by krew kapała
do rzeki, czekałam, aż samo ustanie. Chmury zniknęły i nie było już duszno. Krople wody na liściach
intensywnie zielonych liściach drzew i zdzbłach trawy lśniły w promieniach słońca. Przyglądałam się
im obojętnie. Czy jeszcze kiedykolwiek będę potrafiła zachwycać się pięknem natury? -
zastanawiałam się.
Gdy skaleczenie na dłoni wreszcie przestało krwawić, odważyłam się wstać. Nadal byłam obolała, ale
teraz, gdy pękło mi serce, ból fizyczny nie miał żadnego znaczenia.
Przemoknięta i zakrwawiona, skierowałam się na stację w Twickenham. Szłam jak sterowana
autopilotem, na nikogo nie patrząc, skupiona wyłącznie na tym, żeby dotrzeć do domu. Kilka
życzliwych osób próbowało do mnie podejść, ale jedno spojrzenie w moje martwe oczy wystarczało,
by wycofywali się pospiesznie. Wyglądało na to, że spędziłam nad rzeką kilka godzin i ominął mnie
popołudniowy szczyt. Kiedy wreszcie dotarłam do Shepperton, wyruszyłam w długą drogę do domu,
próbując o niczym nie myśleć. Nie uszłam daleko, gdy z piskiem hamulców zatrzymał się przy mnie
jakiś samochód.
186
- Alex, na miłość boską, gdzieś ty była? Wszyscy szaleją. - W głosie Grace brzmiał niepokój, a
kiedy odwróciłam się, by na nią spojrzeć, niepokój ustąpił miejsca przerażeniu. - Co się stało?! Nic ci
nie jest?!
Tego było dla mnie za dużo. Emocje, nad którymi panowałam od wyjazdu z Twickenham, wzięły górę i
rzuciłam się jej w ramiona. Usadowiła mnie na przednim siedzeniu, a kiedy wracała na swoje miejsce,
usłyszałam, jak mówi do telefonu:
- Josh, mam ją. Myślę, że nic jej się nie stało, ale nie jest w dobrym stanie. Porozmawiam z nią i
za chwilę odwiozę, dobrze? Dasz znać innym?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]