[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dził w stronę furgonetki, prosto w środek zielono-niebieskiego napisu na jej boku. Oba
samochody dzieliło siedemset jardów. Po chwili tylko sześćset, pięćset, czterysta, trzy-
sta.
Nie ma zamiaru się ruszyć! krzyknął Colin.
Nieważne.
Uderzymy w niego!
Nie
Alex...
Gdy od furgonetki dzieliło ich pięćdziesiąt jardów, Doyle skręcił gwałtownie w pra-
wo. Rozległ się pisk opon. Samochód przejechał pędem żwirowate pobocze, podskoczył
szaleńczo, jak gdyby miał gumowe resory, i parł do przodu.
103
Doyle uświadomił sobie, że próbuje wykonać manewr, który jeszcze przed chwilą
wydawał mu się niemożliwy. Teraz, możliwy czy nie, był ich jedyną nadzieją. Alexa
ogarnęło przerażenie.
Samochód zarył się w ziarnistą, białą glebę, która okalała szosę, ciągnąc za sobą
smugę alkalicznego pyłu, podobną do strumienia pary wodnej. Ich prędkość spadła
o jedną trzecią w ciągu paru pierwszych sekund i thunderbird tańczył jak pijany na
piaszczystej glebie.
To podłoże nas zatrzyma, myślał Doyle. Utkniemy tutaj, Wcisnął pedał gazu do pod-
łogi.
Choć jechali prędzej niż pięćdziesiąt mil na godzinę, szerokie opony reagowały gwał-
townie na stratę przyczepności, obracając się wściekle. Wóz tańczył, zarzucając tyłem,
póki nie osiągnął pożądanej prędkości.
Minęli bagażówkę.
Doyle skręcił w stronę szosy. Cały czas wciskał pedał gazu do końca. Na niezbyt po-
słusznej kierownicy wyczuwał nierówności zdradzieckiego terenu, ginącego pod ko-
łami wozu. Jednakże zanim któreś z kół ugrzęzło w piachu, thunderbird dotarł do po-
bocza drogi i wskoczył z powrotem na szosę, wyrzucając w górę setki małych kamycz-
ków.
W ciągu paru sekund osiągnęli prędkość osiemdziesięciu pięciu mil na godzinę, kie-
rując się na zachód i zostawiając furgonetkę w tyle.
Udało ci się! zawołał Colin.
Jeszcze nie.
Ależ tak! był wciąż przestraszony, ale w jego głosie słychać było również przy-
jemne podniecenie.
Doyle spojrzał w lusterko.
Gdzieś daleko w tyle widać było furgonetkę, ruszającą w ślad za nimi, jasny punkt na
tle jeszcze jaśniejszego otoczenia.
Jedzie? spytał Colin.
Tak.
Sprawdz, czy uda nam się przekroczyć dziewięćdziesiątkę.
Doyle spróbował, ale samochód zaczął się trząść i grzechotać.
Niedobrze. Coś pękło kiedy w nas uderzył.
W każdym razie wiemy, że potrafisz ominąć każdą blokadę, jaką ustawi na szosie
powiedział chłopiec.
Doyle spojrzał na niego.
Masz lepsze zdanie o moich umiejętnościach niż ja. Mieliśmy nie lada fart.
Dajesz sobie radę powiedział Colin.
W przenikającym szyby pustynnym blasku jego druciane okulary wyglądały jak ma-
leńkie rurki światła.
104
W trzy minuty pózniej furgonetka siedziała im na ogonie.
Ale gdy próbowała ich wyprzedzić, Doyle zjeżdżał na lewe pasmo, blokując jej drogę
i zmuszając bagażówkę do pozostania w tyle. Gdy chevrolet chciał wziąć ich z prawej,
Doyle natychmiast zajeżdżał mu drogę i odpowiadał klaksonem na jego wściekłe trą-
bienie.
Prowadzili tę grę przez kilkanaście minut, okazując niesportową pogardę wobec
reguł i krążąc po całej szosie. Wreszcie, co było nieuniknione, furgonetka znalazła lukę
i wykorzystała ją, zrównując się z nimi.
Wszystko od nowa powiedział Doyle.
Jak gdyby na dany znak, bagażówka zmniejszyła dzielący ich dystans i otarła się o ich
samochód. Iskry wystrzeliły w górę i zgasły w mgnieniu oka, po czym rozległ się jęk
rozdzieranego metalu, choć nie tak głośny i ostry jak za pierwszym razem.
Alex mocował się z kołem kierownicy. Brnęli po żwirowatym poboczu przez tysiąc
jardów, zanim Doyle zdołał wjechać z powrotem na szosę.
Furgonetka znów w nich uderzyła, jeszcze mocniej niż poprzednio.
Tym razem Alex stracił panowanie nad wozem. Nie był w stanie utrzymać śliskiej od
potu kierownicy, która sama obracała mu się w dłoniach. Była lepka jak masło. Dopiero
gdy zjechali z szosy, brnąc szaleńczo przez pofałdowany piach, udało mu się mocno
uchwycić mokry plastik kierownicy i odzyskać władzę nad ich losem.
Szybkościomierz wskazywał czterdzieści pięć mil, gdy wjeżdżali z powrotem na
szosę, wyprzedzając furgonetkę o parę jardów. Ale zrównała się z nimi w chwilę póz-
niej i trzymała się blisko ich boku, aż osiągnęli osiemdziesiąt pięć mil na godzinę. Cała
prawa strona bagażówki była podrapana i powyginana. Alex domyślał się, patrząc nie-
spokojnie na drugi samochód, że lewa strona thunderbirda jest w znacznie gorszym
stanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]