[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tabliczkÄ™ z nazwiskiem: Faulkner.
Najpierw zastrzelił Faulknera.
Faulkner złapał się za przestrzelone gardło, ale było już za pózno, żeby zatrzymać
ulatujące życie. Upadł martwy na swoje krzesło.
Zaraz! gruby Neely stanął wreszcie na równe nogi. Ale miał pecha, bo kaburę
zapiął tak, że zanim zdążył ją teraz otworzyć i wyciągnąć broń, Bollinger strzelił do nie-
go dwa razy.
Neely wykręcił niezgrabny piruet i upadł na stół, który się pod nim zarwał. Neely
upadł na podłogę przysypany talią kart.
Bollinger sprawdził, czy naprawdę nie żyją.
Naprawdę nie żyli.
Wyszedł z pokoju i zamknął drzwi.
Potem zamknął na klucz drzwi wejściowe do biurowca, a klucz schował sobie do kie-
szeni.
Podszedł do pulpitu i usiadł na stołku. Z lewej kieszeni płaszcza wyjął kule i uzupeł-
nił magazynek.
Spojrzał na zegarek. 20:10. Wszystko zgodnie z planem.
17
To była dobra pizza.
Wino też dobre. Napij się jeszcze.
Już dosyć wypiłem.
Jeszcze tylko odrobinÄ™.
Nie, muszę jeszcze pracować.
Cholera!
Wiedziałaś o tym, przychodząc do mnie.
Myślałam, że uda mi się ciebie upić.
JednÄ… butelkÄ… wina?
A potem cię uwieść.
Jutro powiedział Graham.
Do tego czasu umrę z pożądania.
Trudno. Miłość bywa okrutna.
Skrzywiła się.
Graham wstał, obszedł stół i pocałował ją w policzek.
Przyniosłaś sobie książkę do czytania?
TajemnicÄ™ Nero Wolfa.
No to czytaj.
Czy mogę od czasu do czasu spojrzeć na ciebie?
A na co tu patrzeć?
Dlaczego mężczyzni kupują Playboya ?
Nago nie będę pracował.
Nie musisz.
Mało śmieszne.
W ubraniu jesteÅ› nawet bardziej sexy.
Dobrze powiedział uśmiechając się. Patrz, ale nie gadaj.
A mogę się ślinić?
Zliń się, jeśli musisz.
Graham ucieszył się z pochlebstw, a Connie była zachwycona reakcją Grahama.
Czuła, że pomału, krok po kroku, usuwa u niego kompleks niższości.
18
Konserwatorem na nocnej zmianie był krępy mężczyzna około czterdziestki o jasnej
cerze i blond włosach. Nosił szare spodnie marynarskie i koszulę w szaro-biało-niebie-
ską kratę. Palił fajkę.
Gdy Bollinger zszedł na dół z rewolwerem w ręce, konserwator spytał z lekkim ak-
centem niemieckim:
Kim pan jest, do cholery?
Sie sind Herr Schiller, nicht wahr*? spytał Bollinger. Jego dziadkowie przyjecha-
li do Ameryki z Niemiec. W dzieciństwie nauczył się niemieckiego i nigdy nie zapo-
mniał.
Schiller zupełnie zgłupiał. Nie dosyć, że do piwnicy złazi jakiś obcy facet z pistoletem
w ręku, mówi po niemiecku, to jeszcze się dziwnie uśmiecha.
Ja, ich bin s** odpowiedział.
Es freut mich sehr Sie kennenzulernen*** Schiller wyjÄ…Å‚ z ust fajkÄ™. Nerwowo obli-
zał wargi.
Die Pistolet?****
Fur den Mord***** powiedział Bollinger. Oddał dwa strzały.
Bollinger wrócił na parter i otworzył drzwi znajdujące się na wprost pokoju strażni-
ków. Zapalił światło.
Pokój był niewielki i w surowym stanie, służył bowiem za rozdzielnię napięcia i cen-
tralę telefoniczną. Na ścianach w zasięgu ręki wisiały dwie gaśnice.
Bollinger przeszedł na drugi koniec pomieszczenia, gdzie wisiały na ścianie dwie,
sporych rozmiarów, metalowe skrzynie. Na drzwiach widniały znaki firmowe kompa-
nii telefonicznej. I wszystkie były otwarte, chociaż zniszczenie tego, co kryło się za nimi,
równałoby się sparaliżowaniu łączy telefonicznych w budynku oraz systemu awaryj-
nego. W każdej z szafek znajdowało się dwadzieścia sześć dzwigni, skierowanych na
Włącz . Bollinger poprzesuwał wszystkie po kolei na Wyłącz .
*
Pan Schiller, prawda? (niem.)
**
Tak, to ja. (niem.)
***
Miło mi, że mogłem pana poznać, (niem.)
****
A ten pistolet? (niem.)
*****
Służy do zabijania, (niem.)
72
Potem podszedÅ‚ do sza4ài z napisem: Alarm przeciwpożarowy . WyÅ‚amaÅ‚ drzwiczki
i pogrzebał w środku robiąc spięcie.
Następnie powrócił do pokoju strażników. Obszedł martwe ciała i podniósł słu-
chawkę jednego z dwóch stojących na stole telefonów. Nie było sygnału.
Poruszał widełkami.
Nadal nie było sygnału.
Odłożył słuchawkę i podniósł drugą. Martwa cisza.
Cicho pogwizdując Bollinger wszedł do pierwszej windy.
Koło przycisków z numerami pięter znajdowały się zamykane na klucz drzwiczki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]