They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie, że patrzenie w lustro przed snem to przyzwyczajenie całego życia. Jestem narcyzem, mówił
sam do siebie, niepięknym czcicielem w mojej własnej kaplicy. Tylko że teraz wcale nie jest taki
brzydki. W wieku dwudziestu dwóch lat ciało wciąż ma jędrną, młodą skórę. Brzuch miękki,
ponieważ nie jest atletą, ale jest w nim jakaś gibkość, której już długo nie zachowa. Teraz słabo
pamiętane potrzeby, które pchnęły go do tej podróży, znajdują fizjologiczną podstawę. To, co było
tylko wspomnieniem, teraz go rozpala.
Dziś w nocy nie będzie spał, nieprędko. Ubiera się znowu, ze zdziwieniem odkrywając dziwaczne,
kiedyś modne kolorowe koszule, szerokie u dołu spodnie i buty z pięciocentymetrowymi obcasami.
Wielki Boże, i ja to nosiłem, myśli, a potem wkłada ubranie. Rodzi- na nie zadaje pytań; cicho
schodzi na dół i siada do samochodu. W garażu śmierdzi benzyną- zapach nostalgiczny jak bez i
woskowe świece.
Wciąż pamięta drogę do domu Rachel, chociaż zaskakują go nie zbudowane jeszcze budynki,
niewybrukowane drogi i skrzyżowania bez świateł; wie zresztą, że wkrótce je uzyskają. Już powinny
mieć; patrzy na zegarek, to pewnie odruch ciała, w którym się znalazł, ponieważ on od dziesięcioleci
nie nosi zegarka. Ramię jest opalone brazylijskim słońcem. Nie ma starczych plam ani błękitnych żył,
wykreślających złożone mapy pod skórą. Jest wpół do jedenastej. Na pewno poszła już do łóżka.
Niemal go to powstrzymuje. W jego osobistym katalogu grzechów nie zachowało się wiele, ale to z
pewnością tak. Spojrzał w siebie, by znalezć wolę i oprzeć się żądzom wyłącznie dlatego, że jego
spełnienie zrani inną osobę. Zapomniał już, jak się to robi. Tak dokładnie zapomniał, że nie może
znalezć powodu do oporu.
Palą się światła, a jej matka, pani Carpenter, niemodna i rozkoszna, roztrzepana w najbardziej
czarujący sposób, otwiera drzwi podejrzliwie, ale rozpoznaje go.
- Charlie - woła.
- Czy Rachel jeszcze nie śpi?
- Daj mi minutę, a nie będzie!
Czeka, czuje w żołądku mrowienie wyczekiwania. Nie jestem prawiczkiem, przypomina sobie, ale
ciało tego nie wie. Ciało jest napięte, ponieważ nie uformowało jeszcze odruchów pozbawionej
znaczenia namiętności, którą Charlie zna aż nazbyt dobrze. I wreszcie Rachel schodzi po schodach.
Słyszy, jak tupie po drewnianych stopniach, potem zatrzymuje się i idzie dalej powoli, udając, że się
nie spieszy. Pojawia się zza rogu, patrzy na niego.
Jest w wyblakłym szlafroku... Nie pamięta, żeby ją w nim kiedyś widział. Włosy ma rozczochrane, a
po oczach widać, że spała.
- Nie chciałem cię budzić.
- Jeszcze nie zdążyłam zasnąć. Zresztą pierwsze dziesięć minut i tak się nie liczy.
Uśmiecha się. Azy stają mu w oczach. Tak, mówi bezgłośnie. To jest Rachel. Wąska twarz, skóra tak
przejrzysta, że może zajrzeć w nią jak w nefryt, smukłe ramiona poruszają się nieśmiało z
nieświadomą gracją.
- Nie mogłem się doczekać, żeby cię zobaczyć.
- Jesteś w domu od trzech dni. Myślałam, że zadzwonisz. Uśmiecha się. W rzeczywistości nie
zadzwoni do niej jeszcze
przez długie miesiące. Ale tłumaczy:
- Nie znoszę telefonów. Chcę z tobą porozmawiać. Wyjdziesz na przejażdżkę?
- Muszę zapytać mamy.
- Zgodzi się.
Zgadza, się. %7łartuje i mówi, że ufa Charliemu. A Charlie, którego ona zna, jest godny zaufania. Ale
nie ja, myśli Charlie. Oddajesz swoje brylanty w ręce złodzieja.
- Jest zimno? - pyta Rachel.
- Nie w samochodzie.
Dlatego nie bierze płaszcza. Nie szkodzi. Nocny wiatr nie jest chłodny.
Charlie zaczyna, gdy tylko zamykają się za nimi drzwi. Obejmuje ją w talii. Rachel nie odsuwa się,
nie przyjmuje tego obojętnie. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywał, ponieważ ona ma tylko
czternaście lat, jest dzieckiem, ale wtula się w niego, kiedy idą, jakby robiła to wcześniej setki razy.
Zaskakuje go, jak zawsze.
- Tęskniłem za tobą - mówi.
Ona uśmiecha się, a w oczach błyszczą jej by.
- Ja też za tobą tęskniłam.
Rozmawiając niczym. I bardzo dobrze. Charlie niewiele pamięta z wyprawy do Brazylii, nie
pamięta, co robił przez trzy dni od powrotu. %7ładen kłopot; wydaje się, że ona chce mówić tylko o
dzisiejszym wieczorze. Jadą do zamku, a Charlie opowiada jego historię. Wyczuwa ironię tego faktu.
W końcu to z jej powodu zna tę historię. Za kilka lat Rachel będzie członkiem zespołu teatralnego,
który wykorzysta zamek jako publiczny amfiteatr. Teraz jednak budowla z wolna popada w ruinę.
Pomnik dawnego biura robót publicznych, wielki zamek z wieżyczkami i parapetami z miejscowego
kamienia. Jest własnością stanowego szpitala dla psychicznie chorych, lecz prawie nikt o tym nie
wie. Są sami, kiedy wysiadają z samochodu i po kruszących się stopniach przechodzą na kamienną
scenę.
Rachel jest oczarowana. Staje pośrodku sceny, twarzą do ławek. Charlie patrzy, jak podnosi rękę, a
monolog zastyga jej na wargach. Przypomina coś sobie... Tak, tym gestem żegnała opiekunkę w
 Romeo i Julii". Nie żegnała. Raczej pożegna. Ale gest już w niej tkwi, czeka, aż wydobędzie go ta
scena.
Odwraca się do niego i uśmiecha, gdyż miejsce jest obce i dziwne, nie pasuje do Provo, ale pasuje
do niej. Powinna się urodzić w renesansie, mruczy cicho Charlie. Rachel słyszy go. Musiał
powiedzieć to głośno.
- Powinnaś należeć do wieku, gdzie muzyka była czysta i delikatna, a kobiety nie używały makijażu.
Nikt nie mógłby się z tobą równać.
Zmieje się z tej próżności. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl