[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i wpadł do rzeki, czy to też byłaby moja wina? Jeśli czyjaś krowa zachoruje w są-
siedztwie, czy też mnie o to oskarżysz?
Słyszycie jego klątwy? upewniła się Purity. Lepiej wszyscy pilnujcie
bydła i stąpajcie ostrożnie w drodze do domu.
Mężczyzni popatrzyli po sobie. Sznur zsunął się z przegubów Alvina na zie-
mię. Peaseman podniósł go; węzeł rozluznił się już wyraznie.
Daję wam słowo, że nie ucieknę rzekł Alvin. Jak zresztą mógłbym
się wyrwać tylu ludziom, nawet gdybym chciał? Ucieczka nic mi nie da.
W takim razie dlaczego uciekli twoi towarzysze? dopytywała się Purity.
Alvin spojrzał na zebranych z wyraznym zakłopotaniem.
Nie ma ze mną nikogo. Mam nadzieję, że wszyscy to widzą.
Purity rozgniewała się.
Miałeś ich czterech, trzech mężczyzn i chłopca, pół-Czarnego, którego oca-
liłeś przed niewolą, zmieniając jego naturę. Był też francuski malarz, papista uda-
jący niemowę. I marynarz, który próbował cię zabić, a ty użyłeś swojej mocy,
żeby usunąć mu ze skóry wytatuowany heks. I jeszcze angielski prawnik.
Wybacz, panienko, ale to raczej senne zjawy, a nie grupa prawdziwych
ludzi podróżujących razem. Jak często spotyka się prawników z Anglii w towa-
rzystwie takich wiejskich chłopaków jak ja?
Zabiłeś człowieka swoim talentem! Nie zaprzeczaj! krzyknęła Purity,
rozgniewana jego oczywistymi kłamstwami.
Alvin zrobił urażoną minę.
Czy teraz jestem oskarżony o morderstwo? Znów spojrzał na mężczyzn,
tym razem zdradzając oznaki lęku. Kogo niby zabiłem? Mam nadzieję, że pro-
ces będzie uczciwy, i że macie świadków, jeśli mam odpowiadać za morderstwo.
Nikt nie został tu zamordowany uspokoił go Peaseman. Panno Purity,
będę wdzięczny, jeśli zamilkniecie i pozwolicie, by prawo zajęło się tym człowie-
kiem.
Przecież on kłamie! Nie widzicie tego?
Sąd zdecyduje, co jest prawdą.
A co z pługiem? Chłopak opowiadał, jak ten człowiek zrobił złoty pług,
który zawsze przy sobie nosi, ale nikomu nie pokazuje, bo ten pług jest żywy.
Jego towarzysze widzieli, jak sam się porusza. Jeśli to nie jest dowód szatańskich
mocy, czego jeszcze trzeba?
113
Peaseman westchnął.
Mój panie, czy macie taki pług, jaki został tu opisany?
Możecie przeszukać mój worek odpowiedział Alvin. Właściwie to
będę wdzięczny, jeśli ktoś go poniesie, bo mam tam młotek i obcęgi, inaczej mó-
wiąc środki utrzymania jako kowalski czeladnik. Leży o tam, po drugiej stronie
powalonego klonu.
Jeden z ludzi poszedł po worek.
Otwórzcie go! krzyknęła Purity. To ten, w którym trzyma pług!
Nie ma żadnego pługa w tym worku, złotego, żelaznego, spiżowego ani
z cyny zapewnił Alvin.
Zgadza się oznajmił mężczyzna, zaglądając do worka. Tylko młot
i obcęgi. I bochenek suchego chleba.
Trzeba go moczyć z godzinę, zanim da się zjeść wyjaśnił Alvin.
Czasem wydaje mi się, że obcęgi szybciej by zmiękły niż ten chleb.
Ludzie się roześmiali.
I tak diabeł oszukuje was po trochu stwierdziła Purity.
Dość już tego zirytował się Peaseman. Wiemy, że go oskarżacie, więc
nie trzeba wciąż tego powtarzać. W worku nie ma pługa, a jeżeli ten człowiek
pójdzie spokojnie z nami, nie trzeba go wiązać.
I tak wiedzie ich spokojnych do piekła rzekła Purity.
Po raz pierwszy Peaseman okazał gniew. Podszedł do niej i spojrzał z wysoka.
Powiedziałem: dość już takiego gadania, panienko. %7ładen z nas nie jest
zachwycony, kiedy tak opowiadacie, że zostaliśmy oszukani przez szatana.
Purity otwierała już usta, by skarcić mężczyzn, że dali się podejść temu spryt-
nemu wiejskiemu chłopakowi , choć przecież wskazała go jako sługę piekła.
W końcu jednak zdała sobie sprawę, że nie zdoła ich przekonać. Alvin nadal bę-
dzie się zachowywał spokojnie i niewinnie, ona zaś im bardziej się rozgniewa,
tym bardziej będzie wyglądać na obłąkaną.
Zostanę tutaj i spróbuję znalezć pług zdecydowała.
Nie, panienko. Będę wdzięczny, jeśli pójdziecie teraz z nami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]