[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dlaczego? - Emma podeszła do niego. Giacomo wzruszył ramionami.
- Bo pewnie tam przebywa harem Angusa.
- Jego co?! - Emma wrzasnęła.
Giacomo się skrzywił.
- Ojej. - Darcy jęknęła. - Zwietnie, Jack. Emmo, nie jest tak, jak ci się wydaje.
- Myślisz? Drań ma harem! - Serce dudniło jej w uszach. Czy dlatego nie chciał się z nią
zobaczyć? Po co mu jedna wampirzyca, skoro ma cały cholerny harem?
Zgniotła kartkę i rzuciła.
- Zabierz mnie do Londynu, Giacomo, i to już. Angus ze mną porozmawia, czy tego chce,
czy nie.
Rozdział 24
Angus cicho wszedł do pokoju dziecinnego w Romatechu. Shanna chciała, by pokój był
147
przy jej gabinecie, żeby mogła zajmować się dzieckiem i nielicznymi pacjentami, a Roman
chętnie na to przystał, bo wolał mieć rodzinę przy sobie. Akurat przewijała maleństwo.
Oboje odbijali się w lustrze nad stołem. Angus oczywiście nie, więc chrząknął, żeby
uprzedzić o swoim przybyciu.
Odwróciła się.
- Angus! - Uśmiechnęła się radośnie, ale zaraz spoważniała.
Przywykł do takich reakcji. Wszyscy patrzyli na niego jak na ducha. I tak się czuł, jak duch
bez duszy. Spojrzenie Shanny wróciło do dziecka.
- Nie wiedziałam, że jesteś w Nowym Jorku.
- Dopiero przybyłem.
Zmieniła dziecku pieluszkę.
- Zatrzymałeś się w kamienicy?
- Aye. - Widział w lustrze, że zmarszczyła brwi.
- Dobrze. Zostań, jak długo zechcesz. Chyba... nie powinieneś być teraz sam.
Myślała, że ma myśli samobójcze? Dlaczego zabijać coś, co już jest martwe? Jego ciało
wciąż funkcjonowało, ale serce umarło z bólu, a umysł był do niczego. W Londynie starał
się zająć pracą, ale nie mógł się skoncentrować. Było tak zle, że zastanawiał się, czy nie
przekazać biznesu Robby' emu. Ile razy Angus patrzył na raport, litery rozpływały mu się
przed oczami. Widział tylko Emmę wydającą ostatnie tchnienie. Ten widok nie dawał mu
spokoju. Była to ostatnia rzecz, którą widział, zanim zapadł w śmiertelny sen, i pierwsza,
która go witała co wieczór.
Dławił się posiłkami, krew stawała mu w gardle. Każda kropla smakowała jak krew
Emmy. Przemieszczał się z miejsca w miejsce: Paryż, Londyn, Nowy Jork, ale nigdzie nie
znajdował ucieczki przed tym, co zrobił. Podał Shannie paczkę owiniętą w szary papier.
- Dla dziecka.
- Jaki słodki! - Shanna pokazała synkowi paczuszkę. - Zobacz! Wujek Angus przyniósł ci
prezent!
Constantine zamachał rączkami i nóżkami. Shanna odwinęła papier, otworzyła pudło,
zajrzała do środka. Otworzyła szeroko oczy, wyjmując niewielką sakiewkę z czarnej
skórki.
- Cudowna. Dziękuję.
- Bardzo proszę.
W niebieskich oczach zamigotały wesołe iskierki, gdy spojrzała na niego z ukosa.
- Kupiłeś małemu... torebkę?
Nawet to nie wywołało żywszej reakcji.
- To sporran dla młodzieńca.
- Ach. - Otworzyła go, wyjęła bibułkę ze środka. - Przyda mu się. Może w nim nosić
zabawki... albo zestaw małego chemika. - Skrzywiła się. - Roman już mu go dał.
- Sugerowałbym taśmę samoprzylepną.
Roześmiała się i go przytuliła.
- Dziękuję. To cudowny prezent.
Kiwnął głową. Ponieważ dał prezent, nie wiedział, co ze sobą zrobić. Shanna podniosła
Constantine'a i zakołysała łagodnie.
- Roman wie, że jesteś?
Wzruszył ramionami.
- Chyba nie.
- Zawołam go. Tylko nie nabijaj się z jego włosów.
148
- Co? - Angus zesztywniał, gdy podała mu dziecko.
- Popilnuj go, póki nie wrócę. - Wyszła.
- Ale... Poczekaj! - Angus doświadczył momentu autentycznej paniki. Co ona sobie myśli,
podając mu maleńkie dziecko? Nie trzymał niemowlaka od pięciuset lat. Serce biło mu
gwałtownie, dudniło w uszach. A jeśli upuści maleństwo?
Przycisnął bobasa do piersi i poczuł kopnięcie maleńkich nóżek. Cholera, pewnie go
miażdży. Poluzował uchwyt, nerwowo rozglądał się po pokoju. Stolik do przewijania?
Nie, malec mógłby spaść. Podszedł do łóżeczka.
Popatrzył na ściany pokryte sielskimi scenkami - niebieskie niebo, zielone pola, grube
krowy i puszysta owca.
- Kogo oni chcą z ciebie zrobić, rolnika?
Dziecko walnęło go w pierś malutką piąstką.
- Ach, wojownika?
Constantine przyglądał mu się najjaśniejszymi niebieskimi oczami, jakie kiedykolwiek
widział. Co więcej, intensywność tego spojrzenia zdawała się go zniewalać. Nagle poczuł,
jak jego serce się uspokaja. Ból, który nie dawał mu spokoju od ośmiu dni, zelżał.
Odetchnął głęboko, gdy ogarnął go spokój. Dziecko zakwiliło. - Co ty zrobiłeś? - szepnął.
Constantine odpowiedział spojrzeniem. Widział w nim inteligencję znacznie
przewyższającą rozum malucha.
- Angus! - Roman wszedł do pokoju dziecinnego.
- Roman, twoje dziecko. - Angus spojrzał na niego i całkiem zapomniał o malcu. - Co ci się
stało?
Roman wzruszył ramionami.
- Nawet tego nie widziałem, póki Shanna nie zwróciła mi uwagi. - Przeczesał dłonią
ciemne włosy, teraz przyprószone siwizną na skroniach. - Na szczęście jej się podoba.
- Owszem. - Shanna i Connor weszli do pokoju dziecinnego. Uśmiechnęła się do Romana.
- Wygląda bardzo dystyngowanie. Odwzajemnił uśmiech i ją objął.
- Jak to się stało? - zapytał Angus.
- Pamiętasz lek, który wynalazłem, a który pozwala nam nie spać za dnia? No więc po
kilku dniach ciągłej opieki nad małym Shanna padała z nóg.
- A Roman, jako dżentelmen - wpadła mu w słowo - przez pięć dni z rzędu zażywał ten
lek, żeby mi pomóc.
- I przez to posiwiał?
- Nabrał charakteru - poprawiła go Shanna. - Bardzo mi się to podoba. Roman się żachnął.
- Ale zabraniasz mi wziąć ten lek jeszcze raz.
- Bo cię postarza. - Shanna spojrzała na Angusa. - Laszlo zbadał mu krew i okazało się, że
ten środek postarza wampira o rok przy każdym zastosowaniu.
- Cholera - mruknął Angus.
- Fatalnie - dodał Connor. - Liczyłem, że posłużymy się tym środkiem w walce z
Casimirem, ale są marne szanse, że zdołamy namówić wampiry, by z własnej woli chciały
się postarzać.
Złe wieści. Angus patrzył na Romana.
- Więc jesteś o pięć lat starszy?
- Tak naprawdę o sześć. Użyłem tego raz wcześniej, żeby ratować Laszla. Ale wątpię, że
jeszcze ktoś to zażyje.
Angus wpadł na pewien pomysł. Spojrzał na dziecko w ramionach. Nagle odzyskał
jasność myślenia.
149
- Znam kogoś, kto chętnie postarzeje się o dziesięć lat.
- Ale nie dziecko? - wymamrotała Shanna.
- Nay. Ian MacPhie.
- Aye - szepnął Connor. - Ian chętnie to zażyje.
- Dobrze. - Roman skinął głową. - Wyglądasz lepiej, Angus.
- Tylko dzięki dziecku. Wasze maleństwo jest... wyjątkowe.
- Oczywiście. - Shanna wzięła od niego Constantine'a. - Dogadaliście się?
- Bardzo dobrze. - Angus podążył za nią do łóżeczka dziecinnego. - On ma... cudowne
oczy.
- Tak. - Uśmiechnęła się i ułożyła małego w łóżeczku.
- Co to jest? - Angus dotknął niezwykłej zabawki nad głową dziecka. - Nietoperze?
Roman zachichotał.
- Prezent od Gregoriego. Dowcip w jego stylu.
- Aye. - Connor trącił zabawkę. - Gra temat przewodni z Archiwum X. - Zabrzmiała
muzyka, niebieski plastik zawirował. Constantine szeroko otworzył oczy i zamachał
rączkami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]